sobota, 2 lipca 2016

Kukle 1 czerwca 2016r.

Piękny dzień!!!
Aqua Park w Druskiennikach i plażowanie.
Wieczorem bitwa damsko - męska - ale emocje!!!
Pozdrowienia dla wszystkich znajomych.

Zdjęcia TUTAJ

czwartek, 30 czerwca 2016

środa, 29 czerwca 2016

Kukle 2016 - cz.II

Bardzo ciepło i pięknie.
Tak krótko opiszemy dzisiejszy dzień.
Pozdrowienia.
Zdjęcia - środa TUTAJ

Kukle 2016

Witamy
!!!
Jesteśmy na wakacjach w Kuklach.
Pozdrowienia dla wszystkich znajomych.
Zdjęcia z pierwszego dnia TUTAJ

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Wesołe Miasteczko cd.


Bośnia i Hercegowina

— Dzień dobry. Jeszcze zamknięte? — Zrobiłem nieokreślony ruch ręką (w naszej kulturze — mimo swojej nieokreśloności i braku precyzji — powszechnie odczytywanego trafnie jako: „tego wszystkiego”).
— Otwarte. Czynne od kilku godzin.
— Ale widzę, że publika jakoś nie dopisuje.
         Wcisnął ręce w kieszenie, co — jak sądzę — trafnie można byłoby odczytać: „takie czasy, panie dzieju, takie czasy”.
         Staruszek zbliżył się. Był niższy ode mnie; powiedziałbym, że średniego wzrostu. Czaszkę miał obficie owłosioną (mając na uwadze swoje spore zakola, przez moment poczułem iskierkę zazdrości). Lekko przekrzywił głowę i — jak ciekawski ptak — spojrzał na mnie spod grubej powieki jednym okiem. Nie dało się nie zauważyć, że policzek drgał mu nerwowym tikiem.
— A dobrodziej? — uśmiechnął się błyskając srebrną trójką. — Pan przecież jest naszym gościem. Wszystko otwarte. Wszystko do dyspozycji dobrodzieja — zapalał się. — Wszystko co służy rozrywce i wszystko, co pan lubi.
Bośnia i Hercegowina.
         Zauważyłem, że słowa zawierające „r” kaleczył nieznacznie, jakby starał się wymówić je „z francuska”, ale bezskutecznie. Wada wymowy, czy „zawodowa” maniera? — zastanawiałem się, ale niezbyt długo, bo co mnie to obchodzi?
— Nie... Nie... tylko tak przyszedłem się rozejrzeć. Za stary jestem na karuzelę, a i oko nie to. Nie wiem, czy zamiast tarczy nie ustrzeliłbym jakiejś miłej pani z obsługi — Starałem się, żeby to wypadło dowcipnie.
         Chyba docenił owe starania, bo uśmiechnął się.
— Jak sobie szanowny pan życzy; jak sobie życzy. Proszę się rozgościć, a jak będę panu potrzebny, to proszę wołać.
Chorwacja
         Skinąłem głową.
         Staruszek podreptał swoją drogą.
         Rozejrzałem się wokół. Teraz poczułem, że nad Wesołym Miasteczkiem unosi się jakaś magia. No, może nie „magia” (bądźmy ściśli i nie popadajmy w egzaltację), ale czar (też nie to), nastrój. Tak, po prostu — nastrój. Nastrój, który mogłem do woli wypełniać wspomnieniami z dzieciństwa. Jak sobie o tym pomyślałem, to nawet byłem wdzięczny tubylcom, że nie przyszli do Wesołego Miasteczka, że całe — calusieńkie — oddali w moje posiadanie.
Norwegia
                Usłyszałem muzykę. Dziadek — chyba na moją cześć — puścił ją i teraz w głośnikach słyszałem jakąś sentymentalną balladę z lat trzydziestych. (Za stary jestem na to, aby na lata modernizmu mówić: „lata trzydzieste ubiegłego wieku”. Dla mnie XX wiek jest jeszcze zbyt żywy, by go traktować epitetem: „ubiegły”, jak zaprzeszłego trupa; dla mnie — wbrew — kalendarzom, on nadal jest teraźniejszy. Psychicznie nie czuję granicy między XX a XXI wiekiem, a jak jej nie czuję, to znaczy, że jej nie ma, a jak jej nie ma, to z kolei znaczy, że XXI wieku również jeszcze nie ma (ot taki sofizmat ukuty na prywatny użytek). Muzyka najwyraźniej puszczona była z winylu, bo dźwięki zgrzytały, a melodia przeskakiwała po porysowanej płycie, ale to mi nie przeszkadzało. Przecież nie przyszedłem tu słuchać muzyki w jakości Dolby Surround, czy co tam teraz jest w modzie.

Cdn.



piątek, 1 stycznia 2016

WESOŁE MIASTECZKO Cd.



Finlandia fabryka Fazera
Rzuciłem słówko: „kicz”, „kiczowate”? Hmmm... Owszem rzuciłem, ale bez intencji obrażania tych przedmiotów. W wesołych miasteczkach, w ciemnych wozach — strzelnicach i na straganach, jest miejsce dla takich rzeczy. Jest ono najbardziej naturalne z naturalnych. Tutaj nie rażą, nie są zgrzytem i nie piszczą jak tarcie styropianem po szybie. W atmosferze wesołego miasteczka każdy kocha kicz i nie ma się czego wstydzić. Szklane paciorki, cekiny, aluminiowe pierścionki, gipsowe skrzaty, malowane jelonki, drewniane orły z rozpostartymi skrzydłami — to jest to! A kto myśli inaczej — ten kiep i kropka.

       Tak rozmyślałem, zbliżając się do ustawionych w kręgu bud na kółkach.

Finlandia  kościół protestancki.  
       Magia tego miejsca i wspomnienia z dzieciństwa nie pozwoliły mi zrazić się widokiem obłażącej farby na drewnianych burtach strzelnic. Również koślawe konie z ukruszonymi uszami na małej karuzeli nie kłuły aż tak bardzo w oczy, podobnie jak rozbite żarówki zwisające smętnie na pajęczynie kabli, ani liche — niemal niewidoczne — malunki na tablicach w otworami, w które można wsunąć głowę i dać się sfotografować za ileś tam złotych. Dewastacja dewastacją — pomyślałem — grunt, że Miasteczko jest i uwolni mnie na kilka godzin od nudy. Wychodząc zza rogu, stanąłem oko w oko z na wpół wyliniałym i zjedzonym przez mole białym niedźwiedziem. On też — na swój niepowtarzalny sposób — był uroczy. Jedno mnie tylko dziwiło, a właściwie dwie rzeczy: pierwsza — zupełna cisza, druga — brak ludzi. Ciszę, czyli brak muzyki, mógłbym jakoś zrozumieć, ale brak ludzi? brak roześmianych i rozkrzyczanych dzieciaków? — to było nie do przyjęcia.

Finlandia - camping.
       A może przyszedłem za wcześnie? Może jeszcze nie jest otwarte?

— Dzień dobry!

       Głos dobiegający z tyłu poderwał mnie (nieprzyjemne uczucie).

       Odwróciłem się. W moim kierunku szedł ów staruszek, którego widziałem naklejającego afisz.




Cdn.


poniedziałek, 28 grudnia 2015

WESOŁE MIASTECZKO Cd.



       Nie cierpię jak ludzie powtarzają moje słowa, bo wydaje mi się, że dają mi do zrozumienia, iż bełkoczę, a ja przecież — do jasnej cholery — nie bełkoczę.
— Tak. Wesołe Miasteczko — niemal przesylabizowałem.
— Tutaj nigdzie nie ma Wesołego Miasteczka.
— Widziałem jak pewien jegomość naklejał afisze z informacją, że przyjechało. Takie objazdowe — dodałem jeszcze na koniec.
— To jeśli nakleił, to dlaczego pan sobie nie przeczytał? (brawo i plus dla niej za logiczne myślenie).
— Bo zanim do niego dotarłem, został zdarty.
— Aaaaa — podniosła głowę ze zrozumieniem i zaraz nią pokręciła. — Nic nie wiem o Wesołym Miasteczku.
— No nic... Trudno. Dziękuję.
— Ale... Halo, proszę pana!
— Tak? — Wróciłem i ponownie nachyliłem się.
— Wesołe Miasteczka zawsze zatrzymywały się na „Bydlęcym Targu”.
— Jakim targu?
— Bydlęcym. Tak się nazywa plac za miastem. Kiedyś był tam targ bydła, potem skup buraków, a teraz nic nie ma. Tam przyjeżdżały i rozstawiały się cyrki i wesołe miasteczka.
— A jak tam dojść?
       Wystawiła rękę z okienka i wymachując nią niczym von Karajan (raz widziałem w Wiedniu prowadzony przez niego koncert, więc wiem co mówię), poinstruowała mnie — którędy najłatwiej i najszybciej.
       Gorąco podziękowałem.
       Najpierw pomyślałem sobie, że najwygodniej będzie wziąć taksówkę, ale — zerknąwszy na zegarek i stwierdziwszy, że mam sporo czasu — zdecydowałem się na spacer. Jak na wzorcowego kuracjusza przystało — pomyślałem i uśmiechnąłem się.
       Nie spieszyłem się, ale spacer i tak zajął mi zaledwie dwadzieścia pięć minut (no, może pół godziny z drobnymi minutami).
       Po prawej stronie drogi zobaczyłem boisko sportowe, a po lewej plac, a na nim Wesołe Miasteczko. Rzecz jasna, jak w każdym, porządnym objazdowym Wesołym Miasteczku, tak i tutaj, punktem centralnym była wielka karuzela z siodełkami na łańcuchach. Dookoła niej poustawiane były kolorowe barakowozy z otwieranymi bokami. W wyobraźni już widziałem ich wnętrza wypełnione jarmarcznymi ozdóbkami, zabawkami i innymi kiczowatymi fantami — nagrodami za strzał z wiatrówki, za celny rzut piłeczką lub — po prostu — za pociągnięcie odpowiedniej tasiemki.

                                                cdn.