Bośnia i Hercegowina |
— Dzień dobry. Jeszcze zamknięte? — Zrobiłem nieokreślony ruch ręką (w
naszej kulturze — mimo swojej nieokreśloności i braku precyzji — powszechnie
odczytywanego trafnie jako: „tego wszystkiego”).
— Otwarte. Czynne od kilku godzin.
— Ale widzę, że publika jakoś nie dopisuje.
Wcisnął ręce w kieszenie,
co — jak sądzę — trafnie można byłoby odczytać: „takie czasy, panie dzieju,
takie czasy”.
Staruszek zbliżył się. Był
niższy ode mnie; powiedziałbym, że średniego wzrostu. Czaszkę miał obficie
owłosioną (mając na uwadze swoje spore zakola, przez moment poczułem iskierkę
zazdrości). Lekko przekrzywił głowę i — jak ciekawski ptak — spojrzał na mnie
spod grubej powieki jednym okiem. Nie dało się nie zauważyć, że policzek drgał
mu nerwowym tikiem.
— A dobrodziej? — uśmiechnął się błyskając srebrną trójką. — Pan przecież
jest naszym gościem. Wszystko otwarte. Wszystko do dyspozycji dobrodzieja —
zapalał się. — Wszystko co służy rozrywce i wszystko, co pan lubi.
Bośnia i Hercegowina. |
Zauważyłem, że słowa zawierające
„r” kaleczył nieznacznie, jakby starał się wymówić je „z francuska”, ale
bezskutecznie. Wada wymowy, czy „zawodowa” maniera? — zastanawiałem się, ale
niezbyt długo, bo co mnie to obchodzi?
— Nie... Nie... tylko tak przyszedłem się rozejrzeć. Za stary jestem na
karuzelę, a i oko nie to. Nie wiem, czy zamiast tarczy nie ustrzeliłbym jakiejś
miłej pani z obsługi — Starałem się, żeby to wypadło dowcipnie.
Chyba docenił owe starania,
bo uśmiechnął się.
— Jak sobie szanowny pan życzy; jak sobie życzy. Proszę się rozgościć, a
jak będę panu potrzebny, to proszę wołać.
Chorwacja |
Skinąłem głową.
Staruszek podreptał swoją
drogą.
Rozejrzałem się wokół.
Teraz poczułem, że nad Wesołym Miasteczkiem unosi się jakaś magia. No, może nie
„magia” (bądźmy ściśli i nie popadajmy w egzaltację), ale czar (też nie to),
nastrój. Tak, po prostu — nastrój. Nastrój, który mogłem do woli wypełniać
wspomnieniami z dzieciństwa. Jak sobie o tym pomyślałem, to nawet byłem
wdzięczny tubylcom, że nie przyszli do Wesołego Miasteczka, że całe —
calusieńkie — oddali w moje posiadanie.
Norwegia |
Usłyszałem muzykę. Dziadek — chyba na moją cześć —
puścił ją i teraz w głośnikach słyszałem jakąś sentymentalną balladę z lat
trzydziestych. (Za stary jestem na to, aby na lata modernizmu mówić: „lata
trzydzieste ubiegłego wieku”. Dla mnie XX wiek jest jeszcze zbyt żywy, by go
traktować epitetem: „ubiegły”, jak zaprzeszłego trupa; dla mnie — wbrew —
kalendarzom, on nadal jest teraźniejszy. Psychicznie nie czuję granicy między
XX a XXI wiekiem, a jak jej nie czuję, to znaczy, że jej nie ma, a jak jej nie
ma, to z kolei znaczy, że XXI wieku również jeszcze nie ma (ot taki sofizmat
ukuty na prywatny użytek). Muzyka najwyraźniej puszczona była z winylu, bo
dźwięki zgrzytały, a melodia przeskakiwała po porysowanej płycie, ale to mi nie
przeszkadzało. Przecież nie przyszedłem tu słuchać muzyki w jakości Dolby
Surround, czy co tam teraz jest w modzie.
Cdn.